wtorek, 21 czerwca 2011

1. "Tożsamość" Jaume Collet-Serra

Tytuł: Tożsamość/Unknown
Reżyseria: Jaume Collet-Serra
Scenariusz: Oliver Butcher, Stephen Cornwell
Gatunek: dramat, thriller
Premiera: 6 maja 2011 (Polska), 16 lutego 2011 (Świat)
Ocena: 5/10

Brak pracy i zbyt duża ilość wolnego czasu sprawiają, że ostatnio Lucy naoglądała się wielu filmów. Oto jeden z nich. Niestety nie tak interesujący jak można się było spodziewać, ale gdy nie ma co robić, dobre cokolwiek. Lenistwo znowu daje o sobie znać i na recenzje czekają już cztery książki, dwa seriale i kilka innych rzeczy. Lucy ma nadzieję, że po opublikowaniu tego posta zabierze się za pisanie, a nie grę na konsoli... 

Doktor Harris (Liam Neeson), botanik, przybywa wraz z małżonką Elizabeth (January Jones) do Berlina na konferencję naukową, zwołaną z inicjatywy arabskiego księcia Shada, gdzie ma wygłosić odczyt na temat nowego rodzaju zboża. Gdy para dociera do hotelu okazuje się, że naukowiec zostawił na lotnisku swoją aktówkę, po którą natychmiast wraca, zostawiając żonę samą. Po drodze bohater ulega wypadkowi. Gdy budzi się po kilku dniach, okazuje się, że doznał urazu, który może objawiać się amnezją. W końcu udaje mu się dotrzeć do hotelu, w którym zostawił Elizabeth, lecz ku jego zdziwieniu, nie poznaje go ona. Co więcej, pojawia się jej „prawdziwy” mąż – doktor Martin Harris. Zszokowany bohater nie jest w stanie potwierdzić swojej tożsamości, bowiem nie posiada dokumentów, a w bazach danych i kartotekach obok jego nazwiska widnieje zdjęcie innego człowieka. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje fakt, że ktoś najwyraźniej go śledzi.

Miała być wartka akcja, intryga i zaskakujące zwroty – jest przewidywalna fabuła, nudny bohater i szablonowy scenariusz. Film wciąga, ale tylko na początku. Widz zastanawia się, czy to choroba psychiczna, zręcznie zaplanowana teoria spiskowa, czy seria nieszczęśliwych pomyłek. Jednak, jeżeli przyjrzeć się uważnie, dość szybko można odgadnąć rozwiązanie tej zagadki. Pojawiają się oczywiście sceny trzymające w napięciu i kilka sprytnych zwrotów, lecz mimo to twórcom nie udało się nadrobić tej przewidywalności. Mamy też bójki, pościgi samochodowe i walkę o życie, lecz można odnieść wrażenie, że wszystko to jest sztuczne, brak tu jakiejś płynności. Każde z działań mających na celu dodanie trochę „dreszczyku” jest jakby wrzucone w film bez ładu i składu. Ot tak, żeby było trochę „akcji”.

Główni bohaterowie też nie zachwycają. Grający Doktora Harrisa, Liam Neeson, choć nie jest złym aktorem najwyraźniej nie starał się za bardzo. Albo wręcz przeciwnie, co niestety nie wyszło na dobre jego postaci. Naukowiec zachowuje się racjonalnie i spokojnie, nie rzuca się z pistoletem na wszystkich stojących mu na drodze, jak to często bywa w amerykańskich produkcjach i to można uznać za plus. Jednak z czasem, najważniejsza postać w filmie zaczyna nudzić i irytować swoją biernością. Przez jego „nijakość” trudno nawet ocenić, czy da się go lubić, czy nie. Jego towarzyszka Gina (Diane Kruger) mimo iż jest o wiele „barwniejsza” nie wnosi tu nic ciekawego. Jak to zwykle bywa – biedna dziewczyna z tragiczną przeszłością, bez obywatelstwa, z masą problemów, po wielu namowach postanawia pomóc Harrisowi, po czym zostaje jego przyjaciółką lub, być może kimś więcej. Na największą uwagę zasługuje postać drugoplanowa - Ernst Jürgen (Bruno Ganz) były agent służb bezpieczeństwa NRD, który też ma swój udział w pomocy naukowcowi. Jego rola i gra to coś, na co naprawdę warto zwrócić uwagę.

Ogromna szkoda, że właściwie wszystkie interesujące momenty można było zobaczyć na zwiastunie. Być może był to celowy zabieg producentów, by wydać pieniądze na bilet i pójść do kina? Takie przynajmniej odnoszę wrażenie, bo jestem bardzo zawiedziona. Film nie jest znowu taki zły, ale po obejrzeniu trailera widz spodziewa się czegoś więcej, niż tak dużej ilość szablonów i sprawdzonych rozwiązań. Nie ma tu zapierających dech w piersi obrazów, muzyki wcale się nie zauważa, bohaterowie są nudni, akcje wymuszone. Koneserom bym go nie polecała, nie znajdą tu nic wartego uwagi. Jeżeli ktoś ma chęć po prostu zapoznać się z nowością, bądź obejrzeć coś ot tak sobie, w wolnej chwili – proszę bardzo, jednak nie ma co liczyć na zbyt wiele.

Oficjalny trailer filmu:

niedziela, 5 czerwca 2011

3. "Granica lodu" Douglas Preston, Lincoln Child


Autor: Douglas Preston, Lincoln Child
Tytuł: Granica lodu
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczna stron: 486
Ocena: 4/6

Granica lodu została zakupiona z dwóch powodów. Po pierwsze: Preston i Child, po drugie: cena – całe 4,90 zł.
Preston I Child… Lucy pokochała ich za Pendergasta. Do tej pory znała twórców wyłącznie za sprawą serii o Agencie Specjalnym, lecz dzisiaj uległo to zmianie. Opinia niżej.

Sam McFarlane to wybitny geolog i łowca meteorytów. Pewnego dnia niespodziewanie poznaje Palmera Lloyda – miliardera, który proponuje mu pracę przy powiększeniu zbiorów swojego muzeum. Okazuje się, że były partner McFarlane’aMasangkay, podczas swojej ostatniej wyprawy natrafił na tajemniczy meteoryt, a sam zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Wkrótce geolog wyrusza w podróż ku najbardziej wysuniętemu na południe krańcowi Ameryki Południowej, by znaleźć, a następnie przetransportować kosmiczną skałę do Nowego Jorku. Towarzyszy mu ekspedycja składająca się z najbardziej wykwalifikowanych ekspertów i inżynierów. Na jej czele staje ekscentryczny Eli Glinn, perfekcjonista posiadający plan awaryjny w każdej, nawet najbardziej nieprawdopodobnej sytuacji. Jednak, czy analizy komputerowe i wnikliwe kalkulacje okażą się wystarczające w obliczu sił natury i meteorytu ważącego ponad 25 tysięcy ton?

Opis treści na okładce sugeruje, że podczas eskapady bohaterowie spotkają się z wieloma problemami. Na horyzoncie pojawią się chilijskie władze, kapitan niszczyciela, któremu nie podoba się, że Amerykanie zamierzają wywieźć coś z wyspy, a także szalejące sztormy. Największym będzie oczywiście sam meteoryt – ogromny kawał skały ważący pięć razy więcej niż wieża Eiffla, który z niewiadomego powodu zabija dotykających go ludzi.

Fabuła wciąga pod warunkiem, że nie odstręczają nas dłużyzny. Znajdziemy tu mnóstwo zwrotów akcji, a to przede wszystkim dzięki panu Glinnowi. Główni bohaterowie bardzo różnią się od siebie, każdy ma swoje cele i nadzieje związane z wyprawą. Jedynie postać McFarlane’a jest według mnie trochę „płaska”. Wydawałoby się, że ma grać pierwsze skrzypce w powieści, lecz brak mu wyrazistości i mimo, że to z nim stykamy się najczęściej, jakoś go nie widać.

W Granicy lodu natkniemy się na wiele szczegółowych opisów i teorii naukowych, nie brakuje tutaj również specjalistycznego żargonu. Książka dłuży się niemiłosiernie, zwłaszcza na początku, co zdecydowanie zniechęca do dalszego czytania. W pewnym momencie fabuła staje się przewidywalna i nawet zakończenie specjalnie nie zaskakuje. Ja niestety się zawiodłam, jednak fanom twórczości duetu Preston&Child, a także osobom, które lubią być wielokrotnie zaskakiwane polecam jej lekturę.