Tytuł: Tożsamość/Unknown
Reżyseria: Jaume Collet-Serra
Scenariusz: Oliver Butcher, Stephen Cornwell
Gatunek: dramat, thriller
Premiera: 6 maja 2011 (Polska), 16 lutego 2011 (Świat)
Ocena: 5/10
Brak pracy i zbyt duża ilość wolnego czasu sprawiają, że ostatnio Lucy naoglądała się wielu filmów. Oto jeden z nich. Niestety nie tak interesujący jak można się było spodziewać, ale gdy nie ma co robić, dobre cokolwiek. Lenistwo znowu daje o sobie znać i na recenzje czekają już cztery książki, dwa seriale i kilka innych rzeczy. Lucy ma nadzieję, że po opublikowaniu tego posta zabierze się za pisanie, a nie grę na konsoli...
Doktor Harris (Liam Neeson), botanik, przybywa wraz z małżonką Elizabeth (January Jones) do Berlina na konferencję naukową, zwołaną z inicjatywy arabskiego księcia Shada, gdzie ma wygłosić odczyt na temat nowego rodzaju zboża. Gdy para dociera do hotelu okazuje się, że naukowiec zostawił na lotnisku swoją aktówkę, po którą natychmiast wraca, zostawiając żonę samą. Po drodze bohater ulega wypadkowi. Gdy budzi się po kilku dniach, okazuje się, że doznał urazu, który może objawiać się amnezją. W końcu udaje mu się dotrzeć do hotelu, w którym zostawił Elizabeth, lecz ku jego zdziwieniu, nie poznaje go ona. Co więcej, pojawia się jej „prawdziwy” mąż – doktor Martin Harris. Zszokowany bohater nie jest w stanie potwierdzić swojej tożsamości, bowiem nie posiada dokumentów, a w bazach danych i kartotekach obok jego nazwiska widnieje zdjęcie innego człowieka. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje fakt, że ktoś najwyraźniej go śledzi.
Miała być wartka akcja, intryga i zaskakujące zwroty – jest przewidywalna fabuła, nudny bohater i szablonowy scenariusz. Film wciąga, ale tylko na początku. Widz zastanawia się, czy to choroba psychiczna, zręcznie zaplanowana teoria spiskowa, czy seria nieszczęśliwych pomyłek. Jednak, jeżeli przyjrzeć się uważnie, dość szybko można odgadnąć rozwiązanie tej zagadki. Pojawiają się oczywiście sceny trzymające w napięciu i kilka sprytnych zwrotów, lecz mimo to twórcom nie udało się nadrobić tej przewidywalności. Mamy też bójki, pościgi samochodowe i walkę o życie, lecz można odnieść wrażenie, że wszystko to jest sztuczne, brak tu jakiejś płynności. Każde z działań mających na celu dodanie trochę „dreszczyku” jest jakby wrzucone w film bez ładu i składu. Ot tak, żeby było trochę „akcji”.
Główni bohaterowie też nie zachwycają. Grający Doktora Harrisa, Liam Neeson, choć nie jest złym aktorem najwyraźniej nie starał się za bardzo. Albo wręcz przeciwnie, co niestety nie wyszło na dobre jego postaci. Naukowiec zachowuje się racjonalnie i spokojnie, nie rzuca się z pistoletem na wszystkich stojących mu na drodze, jak to często bywa w amerykańskich produkcjach i to można uznać za plus. Jednak z czasem, najważniejsza postać w filmie zaczyna nudzić i irytować swoją biernością. Przez jego „nijakość” trudno nawet ocenić, czy da się go lubić, czy nie. Jego towarzyszka Gina (Diane Kruger) mimo iż jest o wiele „barwniejsza” nie wnosi tu nic ciekawego. Jak to zwykle bywa – biedna dziewczyna z tragiczną przeszłością, bez obywatelstwa, z masą problemów, po wielu namowach postanawia pomóc Harrisowi, po czym zostaje jego przyjaciółką lub, być może kimś więcej. Na największą uwagę zasługuje postać drugoplanowa - Ernst Jürgen (Bruno Ganz) były agent służb bezpieczeństwa NRD, który też ma swój udział w pomocy naukowcowi. Jego rola i gra to coś, na co naprawdę warto zwrócić uwagę.
Ogromna szkoda, że właściwie wszystkie interesujące momenty można było zobaczyć na zwiastunie. Być może był to celowy zabieg producentów, by wydać pieniądze na bilet i pójść do kina? Takie przynajmniej odnoszę wrażenie, bo jestem bardzo zawiedziona. Film nie jest znowu taki zły, ale po obejrzeniu trailera widz spodziewa się czegoś więcej, niż tak dużej ilość szablonów i sprawdzonych rozwiązań. Nie ma tu zapierających dech w piersi obrazów, muzyki wcale się nie zauważa, bohaterowie są nudni, akcje wymuszone. Koneserom bym go nie polecała, nie znajdą tu nic wartego uwagi. Jeżeli ktoś ma chęć po prostu zapoznać się z nowością, bądź obejrzeć coś ot tak sobie, w wolnej chwili – proszę bardzo, jednak nie ma co liczyć na zbyt wiele.
Oficjalny trailer filmu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz