niedziela, 25 września 2011

16. "Mojra. Noc wilczycy" Henri Loevenbruck


Autor: Henri Loevenbruck
Tytuł: Mojra. Noc wilczycy
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 327
Ocena: 2/6


Jedynym powodem sięgnięcia po trzeci ą część sagi Mojra - Noc wilczycy, była ciekawość, jak to wszystko się zakończy. Jako, że poprzednie tomy nie wywarły na mnie żadnego pozytywnego wrażenia, miałam nadzieję na rehabilitację autora w tym ostatnim. To właśnie tutaj kończy się podróż Alei i jej przyjaciół, ważą się losy całej Gaelii, dostajemy odpowiedzi na kluczowe pytania. Jednak, czy Henri Loevenbruck spisał się i sprawił, że jego powieść zostanie na długo zapamiętana?

Tym, co sprawiło, że udało mi się dobrnąć do końca książki był inny niż w poprzednich częściach, tłumacz. We wcześniejszych tomach, aż się roiło od literówek, powtórzeń, błędów stylistycznych i składniowych. Tutaj, na szczęście nie było tak źle, dzięki czemu czytało się całkiem znośnie, chociaż, gdyby się uprzeć, znalazłby się nie jeden. Jednakże, nie jest to winą autora, więc nie należy ujmować całości jedynie ze względu na, miejscami wołającą o pomstę do nieba, korektę.

W Nocy wilczycy dużo się dzieje. Jak można się było spodziewać, nadciągnęła wielka wojna – każdy walczy z każdym i żaden z władców nie stoi po stronie głównej bohaterki. Intrygi panujące w hrabstwach sięgają zenitu, są dramatyczne i zaskakujące. Chociaż, mimo że pojawiły się tu zwroty akcji, fabuła wciąż pozostała przewidywalną. Teraz można śmiało zrzucić to na karb skromnych umiejętności autora. W końcu, jeżeli przez trzy tomy nie potrafił naprawdę nas zaskoczyć świadczy to jedynie o tym, że musi jeszcze sporo popracować nad swym warsztatem pisarskim.

Alea pozostała bohaterką niezwykle irytującą i denerwującą. Przez wszystkie części powieści nie potrafiłam odnaleźć żadnej sytuacji, która by sprawiła, że zapałam do niej choć odrobiną sympatii, czy zrozumienia. Nazbyt pewna siebie, niekonsekwentna, a przy tym infantylna bardziej, niż niektóre dzieci w jej wieku. Autor z pewnością chciał ukazać coś wręcz odwrotnego. Ku memu ogromnemu zdziwieniu to trzynastoletnie dziecko oddało się czynnościom seksualnym ze swym ukochanym. Już samo to sprawiło, że przekreśliłam Loevenbrucka i zadecydowałam, że nigdy z własnej woli nie sięgnę po dzieła jego pióra. Natomiast skutki tego czynu i zakończenie przelały czarę. Rozumiem, że szybko się teraz dorasta, a Czytelnicy seksem i krwią nie pogardzą, lecz to przesada budząca niesmak, a nawet obrzydzenie. Czyżby autor promował niedozwolone treści?

Przykro jest mi pisać tak niepochlebną opinię o tej książce, zdaję sobie sprawę, że każdy ma inny gust i ta recenzja może odstraszyć potencjalnych Czytelników. Jednakże, trudno jest wypowiedzieć się pozytywnie o pozycji, która nie bawi, nie straszy i nawet nie intryguje. Tutaj śmierć głównych bohaterów nie sprawia, że jest nam smutno, zwycięstwa dobrej strony, nie cieszą, obok wszystkich tych zdarzeń przechodzimy obojętnie. Brak tu plastyki w opisach i emocji, za dużo natomiast udziwnień oraz zbędnych szczegółów. Loevenbruck bardzo rozlegle rozpisuje się o poczynaniach, znanej z poprzednich tomów białej wilczycy i jej nowej watahy. Gdybym chciała dowiedzieć się czegoś o życiu wilków, z pewnością sięgnęłabym po inną pozycję. A krasnolud, który boi się jaskiń i podziemi? Druidzi, którzy zamiast obcować z naturą i siedzieć w lasach, władają jakąś tajemniczą mocą i pchają się na tron? Za dużo tego wszystkiego.

Po przeczytaniu tej książki dochodzę do wniosku, że gdyby autor opowiedział tę historię komuś doświadczonemu, kto potrafi pisać, powstałaby naprawdę świetna, pasjonująca lektura. Historia Alei ma ogromny potencjał. Gdyby obrać ją z niepotrzebnych ozdobników i poprowadzić w ciekawszy sposób, ocena nie byłaby taka niska. Niestety zawiodłam się i wynudziłam. Teraz jestem pewna, że od Loevenbrucka będę trzymała się z daleka. Noc wilczycy i cały cykl Mojra mogę polecić jedynie osobom, które czytają niedbale, skupiając się na fabule i nie zwracając uwagi na inne elementy.

***
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater i wydawnictwu Otwarte

piątek, 23 września 2011

15. "Mojra. Wojna wilków" Henri Loevenbruck


Autor: Henri Loevenbruck
Tytuł: Mojra. Wojna wilków
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 336
Ocena: 2/6



Trudno dzisiaj o książkę fantasy, która najpierw nie pozwoliłaby nam się od niej oderwać, a następnie, przez długi czas zapomnieć. Potrzeba oryginalnego pomysłu, wiarygodnych bohaterów, zgrabnie poprowadzonej i ciekawej fabuły. Ważne jest, by autor nas zaskoczył – w końcu na rynku pełno jest pozycji o elfach, magach i krasnoludach. Henri Loevenbruck postawił na druidów, co jest ogromną zaletą jego cyklu Mojry – opowieści o tej nacji dawno już nie było. Jednakże, czy wybór ten okazał się słuszny i wprowadzi powiew świeżości do tego gatunku?

Wojna wilków to drugi tom sagi Mojry, której główna bohaterka - nastoletnia Alea, właściwie z dnia na dzień zostaje osobą odpowiedzialną za losy znanego jej świata – Gaelii. A wszystko zaczęło się, gdy przez przypadek znalazła pierścień druida. To właśnie dzięki niemu zyskała ogromną moc i stała się Samildanachem. W tej części dziewczynka będzie musiała znaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących ją pytań i stanąć w obliczu szykującej się wojny. Nauczy się także coraz lepiej kontrolować swą nową siłę i korzystać z jej dobrodziejstw. Jednak, czy potęga, która w niej drzemie, a która może zmienić panujący do tej pory porządek, warta jest szczęścia i nawet życia jej najbliższych?

Książka zaintrygowała mnie, gdy dowiedziałam się, że pojawią się w niej druidzi, o których do tej pory, nie miałam przyjemności poczytać. Jednak sposób, w jaki przedstawił ich autor był daleki od moich wyobrażeń. Spodziewałam się innowacji, czegoś co zaciekawi, przyciągnie uwagę, a odniosłam wrażenie, że gdzieś już o tym było… A tak, gildie magów, znane nam z wielu pozycji nie różnią się właściwie niczym, poza nazwą. Sądziłam, że druidzi obcują z naturą, słuchają jej, a nie zajmują się polityką i knowaniami. Ich nacja jest tu przedstawiona w sposób daleki od przyjętego, co nie znaczy, że lepszy. Wręcz przeciwnie – u Loevenbrucka nie są do końca dobrzy, ani źli, raczej nie da się z nimi sympatyzować, ponieważ są po prostu  nijacy. Szkoda, że autor nie określił ich dokładniej, albo chociaż przedstawił tych najważniejszych bardziej szczegółowo.

Najbardziej irytująca w tej książce była główna bohaterka. Alea jest trzynastoletnią sierotą, która przez przypadek zyskuje ogromną moc i staje się postacią wręcz legendarną. Patrzymy jak dojrzewa, wypełniając swą misję, jak targają nią rozmaite rozterki. Z podobnymi postaciami mieliśmy do czynienia już nie raz, ale w tym przypadku coś poszło nie tak. Z biednej dziewczynki staje się bohaterką, w bardzo krótkim czasie sama uczy się jak panować nad swą mocą, zabija bez mrugnięcia okiem, rządzi swymi przyjaciółmi, w końcu wymyśla swój własny sztandar, pod którym zbiera się armia, gotowa oddać za nią życie. A to przecież tylko dziecko! Za dużo tego na raz. Wiadomo, główny bohater musi mieć charyzmę i wyróżniać się, ale czy Alea nie jest zbyt idealna? Poza tym jej opieszałość i pewność siebie nie sprawiają, że bardziej ją lubimy – wręcz przeciwnie. Autor nie poświęca wiele miejsca jej towarzyszom i wrogom, więc niewiele o nich wiemy, są płascy i nie przekonują.

Kolejną rzeczą jest dynamika, której w tej książce niestety brak. Mamy liczne opisy walk, a nasi bohaterowie muszą zmierzyć się z wieloma niebezpieczeństwami. Sugeruje to, że czeka nas wartka akcja, pasjonujące sceny batalistyczne i niespodziewane zwroty. Niestety, mimo że krew się leje, nie wzbudza to w nas większych emocji, a raczej nudzi. Zabrakło środków wyrazu, które sprawiłyby, że Czytelnik mógłby poczuć, że znajduje się na środku pola bitwy.

Komu mogę polecić tę pozycję? Chyba tylko osobom, które chcą poczytać cokolwiek do poduszki, nad czym nie trzeba się specjalnie skupiać. Pomysł na powieść nie był zły, niestety nijak się to ma do wykonania. Prawdziwym fanom fantastyki, którzy pragną czegoś porywającego z ciekawymi bohaterami i wielowątkowością nie polecam brać się za tą książkę, szkoda nerwów. Jednak, mimo wszystko mam nadzieję, że trzeci tom obroni całość, a Wojna wilków okaże się tylko chwilową niedyspozycją autora.

***
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater i wydawnictwu Otwarte

14. "Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów" Matt Baglio


Autor: Matt Baglio
Tytuł: Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 292
Ocena: 4/6



Matt Baglio to amerykański dziennikarz, który od kilku lat mieszka na stałe w Rzymie. Jesienią 2005 roku dowiedział się o kursie „Egzorcyzmy i modlitwa o uwolnienie”, organizowanym przez jeden z papieskich uniwersytetów. Wiedziony zmysłem reporterskim i ciekawością postanowił przyjrzeć się temu bliżej. Dzięki wnikliwości pisarza oraz licznym rozmowom z duchownymi, egzorcystami i specjalistami powstała jego pierwsza książka – Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów.

Do sięgnięcia po tę pozycję zachęcił mnie nakręcony na jej podstawie film Rytuał z Anthonym Hopkinsem i Colinem O’Donoghue w rolach głównych. Spodziewałam się dużej dawki grozy i oczekiwałam wręcz, że po jej lekturze będę miała problemy ze snem. Ku memu zaskoczeniu, dostałam reportaż opisujący historię egzorcyzmowania w kościele katolickim i mnóstwo technicznych danych na temat tego obrzędu. Gdzieś w tle przewijała się historia głównego bohatera, który dopiero wkraczał w świat demonów i uczył się jak z nimi walczyć.

Ksiądz Gary Thomas był kapłanem od wielu lat, lecz mimo to niewiele wiedział o Szatanie i nie wspominał o nim nawet podczas swych kazań. Zmieniło się to, gdy na prośbę swego biskupa wyjechał do Rzymu, by tam podczas kursu dla egzorcystów zgłębiać tajniki zła i uczyć się jak z nim walczyć. Od tej pory zrozumiał, że jest ono obecne wśród nas i często przybiera namacalne formy. Miał możliwość uczestnictwa w egzorcyzmach, podczas których na własne oczy przekonał się o działalności Diabła, która dla niego samego i wielu innych pozostawała jedynie mrzonką, reliktem starego kościoła.

Podczas lektury będziemy mieli możliwość zweryfikowania naszej wiedzy o obrzędzie wypędzania demonów, o którym wiemy zazwyczaj tylko z popularnych horrorów i książek fantastycznych. Dowiemy się jak wygląda jego historia i przebieg. Zapoznamy się z wypowiedziami wieloletnich, doświadczonych egzorcystów, ludzi kościoła katolickiego, a także naukowców i psychologów, którzy często są ateistami. Dzięki temu ujrzymy szeroki obraz współczesnego egzorcyzmowania, pozbawionego elementów fikcyjnych. Mimo, że nie jest to tradycyjna powieść, a raczej reportaż posiadający pewne cechy poradnika, autor zadbał o to byśmy, czytając poczuli tajemniczy, pełen grozy klimat osnuwający tematykę. W końcu, czy możliwym jest spokojne odkrywanie faktów dotyczących opętań przez demony ze świadomością, że zdarzają się one tak często?

Trudno jest ocenić debiut Matta Baglio. Biorąc pod uwagę opis treści na okładce oraz ekranizację można poczuć się oszukanym. Rytuał był wstrząsający i pełen akcji, informacja od wydawcy sugeruje, że mamy do czynienia z opowieścią straszną, gdzie dużo się dzieje. Jednak w rzeczywistość, pozycji brak jest dynamiki, zwrotów i raczej nie będziemy zbyt często zaskakiwani. Z drugiej strony, mamy książkę rzetelnie odkrywającą przed nami tajemnice egzorcyzmów i odzierającą je z fikcji, którą od lat karmią nas hollywoodzkie produkcje. Jest to po prostu współczesne kompendium wiedzy na temat opętań przez demony.

Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów to pozycja godna polecania każdemu, kto poszukuje wiedzy na temat opętań w kościele katolickim. Prosty język, suche fakty opatrzone komentarzami specjalistów i bogata bibliografia sprawiają, że mamy do czynienia z dziełem rzetelnym, popartym faktami. Mimo iż brak jest tu wartkiej akcji i jako takiej fabuły, odkrywając tajemnice egzorcyzmów, nie nudzimy się. Co więcej, czytając opisy opętań i wypędzania demonów możemy przeżyć wstrząsające chwile, bowiem jak dowodzi autor, na takie ataki narażony jest każdy z nas.

***
Książkę kupiłam w księgarni internetowej Kumiko. Dodatkowo otrzymałam miłe niespodzianki - serdecznie zachęcam do zakupów :)

środa, 21 września 2011

13. "Cyrk odmieńców" Darren Shan


Autor: Darren Shan
Tytuł: Cyrk odmieńców
Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 208
Ocena: 5/6


Darren Shan, a właściwie Darren O’Shaughnessy zadebiutował w 1999 roku powieścią dla dorosłych, po czym rozpoczął pisanie literatury młodzieżowej. Rok później światło dzienne ujrzał pierwszy z dwunastu tomów Sagi Darrena Shana, pod tytułem Cyrk odmieńców. Szybko okazało się, że był to strzał w dziesiątkę i seria bardzo szybko stała się światowym bestsellerem wśród książek dla młodych Czytelników.

Historia opowiada o losach zwykłego nastolatka – Darrena Shana, który w wyniku swej nadmiernej ciekawości i wielu zbiegów okoliczności, wplątuje się w niesamowitą przygodę. Do miasta, w którym mieszka przyjeżdża tajemniczy cyrk odmieńców, a chłopiec, który jest miłośnikiem horroru i wszystkiego, co straszne postanawia się tam wybrać. Towarzyszy mu przyjaciel – Steve. Wkrótce okaże się, że emocjonujący wypad stanie się preludium nieoczekiwanych zmian.

Narratorem powieści jest główny bohater – Darren. Często zwraca się do Czytelnika, by wyjaśnić powody swojego zachowania i odpowiedzieć na pytania, które mogą nasunąć się podczas czytania. Dzięki temu łatwiej jest go zrozumieć i wczuć się w jego sytuację. Jako, że to zwykły, dorastający chłopiec, młodszemu odbiorcy bez trudu przyjdzie utożsamienie się z nim. Tu należałoby pochwalić autora, ponieważ bohater jest dobrym i szlachetnym człowiekiem, dzięki czemu przekazuje Czytelnikom wiele cennych wartości.

Książkę czyta się szybko i lekko. Jest pełna humoru, ale nie brak tu sytuacji poważnych. To powieść z dreszczykiem o dorastaniu, przyjaźni i trudnych wyborach. Poza otoczką fantastyczną, mamy tu okoliczności, w których może znaleźć się każdy, a działania i dylematy Darrena, równie dobrze mogłyby być naszymi. Autor przestrzega nas przed kłamstwem i pochopnością, pokazuje do czego mogą doprowadzić nieprzemyślane, egoistyczne decyzje i udowadnia, że każdy uczynek niesie za sobą konsekwencje.

W Cyrku odmieńców spotkamy wiele fantastycznych postaci, czasem strasznych, innym razem śmiesznych. Będzie nieobliczalny człowiek-wilk, tajemniczy chłopiec-wąż, mężczyzna z gumy i wampir, który odegra tu znaczącą rolę. Poznamy również Madame Oktę, jedyną w swoim rodzaju tarantulę, potrafiącą wykonywać nawet najtrudniejsze sztuczki.  Autor udowodni nam, że przerażający krwiopijcy, mimo że diabelnie przebiegli i pamiętliwi, niekoniecznie muszą być źli. Bardzo podobał mi się nowy rytuał przemiany w wampira. Lubię literaturę traktującą o tych stworzeniach, lecz do tej pory nie spotkałam się z podobnym i muszę przyznać, że byłam mile zaskoczona. Ciekawe, co jeszcze wymyśli twórca sagi.

Jako, że Cyrk odmieńców to pozycja dedykowana głównie młodzieży, musimy liczyć się z pewną dozą naiwności i przewidywalności. Jednak nie przeszkadza to jeśli odniesiemy do całości, fabuły, bohaterów i wartości, które propaguje. Jest to lektura, którą śmiało można polecić również starszym Czytelnikom, pragnącym czegoś lekkiego, co poruszy ich wyobraźnię i pozwoli choć na jedno popołudnie oderwać się od rzeczywistości. Mimo, że pierwsza część Sagi Darrena Shana nie wbiła mnie w fotel i nie wywarła na mnie piorunującego wrażenia, z pewnością sięgnę po kolejne tomy. Choćby dlatego, że zaciekawiła mnie ta historia i z chęcią dowiem się jak potoczyły się dalsze losy bohatera. Kolejny powód to przyjemność z jaką czyta się tą książkę – można zapomnieć o wszystkim i po prostu lekko, przyjemnie płynąć z prądem fabuły. Polecam tą pozycję wszystkim, którzy dość mają powagi i problemów dnia codziennego -  z pewnością przeżyją niesamowitą przygodę.

***
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater i wydawnictwu Wilga

12. "Dobry człowiek" Andrew Nicoll


Autor: Andrew Nicoll
Tytuł: Dobry człowiek
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 448
Ocena: 6/6


Historie o miłości i romanse zazwyczaj kojarzą się z ckliwymi i naiwnymi opowieściami, w których główni bohaterowie, mimo wielu perypetii i zbiegów okoliczności w końcu i tak są razem. Gdy sięgałam po Dobrego człowieka autorstwa Andrew Nicoll też tak myślałam i obawiałam się, że nie będzie to porywająca lektura. Jednak jakież było moje zdziwienie, gdy już po kilku stronach zorientowałam się, że to coś więcej. Ta powieść sprawiła, że od tej pory na książki opatrywane hasłami miłość i romantyczna będę patrzyła pod zupełnie innym kątem, bo przegapienie tej byłoby niewybaczalnym błędem.

Dobry człowiek to powieść, której bohaterem jest dobry burmistrz miasta o tajemniczej nazwie Kropka – Tibo Krovic. Jej motyw przewodni to miłość, tego lubianego przez wszystkich mężczyzny do swej sekretarki Agathe Stopak. Niestety, kobieta choć samotna, nieszczęśliwa i potrzebująca uczucia, wciąż jest zamężna. Naszemu burmistrzowi pozostaje więc snucie marzeń, upajanie się zapachem jej perfum i potajemne wielbienie olśniewającej urody. Ten stan rzeczy utrzymuje się, aż do dnia, gdy przez przypadek lunch pani Agathe wpada do fontanny. Czy ten zdawałoby się nic nieznaczący incydent zbliży do siebie oboje ludzi, tak desperacko potrzebujących miłości? Czy patronka miasta – święta Walpurnia, spojrzy na nich łaskawym okiem ze swej katedry i da szansę rozkwitającemu właśnie uczuciu?

Narrator powieści ujawnia się po kilku stronach, a jest nim nikt inny, jak święta Walpurnia – opiekunka Kropki i jej mieszkańców. Niegdyś piękna mniszka, która na swą własną prośbę została oszpecona i obdarzona przez bogów bujną brodą, teraz zazwyczaj biernie obserwuje poczynania swych wyznawców i opowiada ich historię. Jest wszędzie i wie wszystko, co dzieje się w mieście, potrafi również zaglądać do ich serc, dzięki czemu możemy się dowiedzieć o czym myślą i co czują. Często zwraca się do Czytelnika, by na przykład wyjaśnić z jakich powodów pewne zdarzenia opisuje rozlegle, innym poświęcając mniej czasu. To bardzo ciekawy i trafny zabieg, by narrator wszechwiedzący nie był kimś tajemniczym i odległym.

Bohaterowie są ludźmi z krwi i kości – popełniają błędy, targają nimi znane nam uczucia i namiętności. Bez problemu można się wczuć w ich role, dzięki czemu stają się nam bliżsi. Mają w sobie coś, co sprawia, że nie da się ich nie lubić. Nawet potężny prawnik – Yamke Guillaume, który z początku wydaje się być podejrzanym i aroganckim typem, w końcu zyskuje sobie zaufanie. Największe wrażenie wywiera tytułowy dobry człowiek – burmistrz Tibo Krovic. Poznajemy go ,gdy cielęcym wzrokiem podąża za swą ukochaną, jest sprawiedliwy, miły i uprzejmy dla wszystkich, lecz także trochę ciapowaty, przez co patrzy się na niego z przymrużeniem oka. Jednak w kluczowych momentach okazuje się, że to człowiek niezwykle silny, potrafiący walczyć o swoje, który wie, czym jest prawdziwa miłość i nie zawaha się przed niczym w imię szczęścia swej wybranki.

Cała powieść przepełniona jest tajemniczością i wszechobecną magią. Już same nazwy miast typu Kropka, Myślnik czy Umlaut sprawiają, że czujemy się jak w jakiejś bajkowej krainie, choć z drugiej strony mamy Londyn i Amerykę, które przecież jak najbardziej należą do realnego świata. Poza tym nieznany nikomu nawiedzony teatr, widziana przez nielicznych grupa cyrkowców i kobieta zmieniająca się w dalmatyńczyka, to tylko niektóre elementy nasuwające pytania o swe znaczenie i zachęcające do głębszych przemyśleń.

Dobry człowiek to piękna powieść o miłości i ludzkich wyborach. Odrobinę senny i magiczny klimat tej książki nastraja melancholijnie i marzycielsko. Jest godna polecenia zarówno osobom, które lubią historie z gatunku love story, jak i tym, którzy nigdy wcześniej po nie nie sięgali. Jest to idealny wybór dla każdego, kto chciałby oderwać się od rzeczywistości, przeczytać coś lekkiego, ciepłego i nietuzinkowego. Bo taka właśnie jest ta pozycja. Ja jestem zachwycona, mimo że romanse nigdy mnie nie porywały. Z tego powodu gorąco zachęcam do jej lektury.

***
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater i wydawnictwu Nasza Księgarnia

czwartek, 8 września 2011

11. "Krwawa góra" Leo Kessler


Autor: Leo Kessler
Tytuł: Krwawa góra
Wydawnictwo: Erica
Liczba stron: 296
Ocena: 6/6

Leo Kessler, a właściwie Charles Whiting to brytyjski pisarz i historyk, który jest autorem kilkuset książek o tematyce wojennej, głównie beletrystyki i literatury faktu. Batalion szturmowy SS to najnowszy cykl powieści ukazujący nieznane oblicza II wojny światowej widzianej oczyma zwykłych niemieckich żołnierzy. Jako, że nie należę do sympatyków historii, po Krwawą górę sięgnęłam przepełniona sceptycyzmem i przekonaniem, że mam przed sobą pozycję nudną, pełną faktów, dat i nic mi nie mówiących nazwisk. Jednak już po kilku stronach zrozumiałam, jak bardzo myliłam się w swej pierwotnej ocenie.

Elitarna grupa szturmowa SS Edelweiss, składająca się z wyspecjalizowanych we wspinaczce wysokogórskiej, twardych i odważnych żołnierzy, otrzymuje niecodzienne zadanie od samego Führera. Mają zdobyć najwyższy szczyt Kaukazu –Elbrus, by tym samym ukazać swym wrogom potęgę III Rzeszy. Korpus Alpejski będzie musiał zmierzyć się z nieprzewidywalnymi siłami natury, których moc, zwłaszcza w górach, jest wyjątkowo zdradliwa i niebezpieczna. Jednak wiatr, śnieg i ogromne wysokości, to nie jedyny problem stojący na drodze do celu, bowiem na szlaku czeka na nich walka ze świetnie wyszkolonym, bezwzględnym oddziałem radzieckich komandosów.

Bohaterowie powieści to, z jednej strony członkowie niemieckiego oddziału SS, a z drugiej broniący górskiej przełęczy żołnierze Korpusu Kaukaskiego. Trudno z którymikolwiek sympatyzować, ponieważ są to Niemcy i Rosjanie, którzy podczas II wojny światowej okupowali Polskę. Jednakże autor przedstawił ich w taki sposób, że potrafimy postawić się w ich miejscu i zrozumieć kierujące nimi pobudki. Są to zwykli ludzie, posiadający uczucia, marzenia i odczuwający strach przed śmiercią, którzy wbrew sobie zostali rzuceni na pole bitwy. Największą sympatię zdobył u mnie dowódca brygady szturmowej SS – pułkownik Stürmer. To człowiek odpowiedzialny i opanowany, wypełniający sumiennie powierzone mu rozkazy, chociaż w głębi serca wrażliwy i pragnący pokoju.

Akcja wciąga już od pierwszych stron, jest żywa i nie nudzimy się ani przez chwilę. Najeżony niebezpieczeństwami szlak, świst pocisków przecinających powietrze, desperackie próby ocalenia życia i zachowania honoru sprawiają, że nie sposób jest się oderwać od lektury. Plastyczne i pobudzające wyobraźnię opisy są krótkie, acz treściwe. Czytelnik nie musi zmagać się z masą piętrzących się epitetów i określeń, by z tego chaosu wyodrębnić całościowy obraz, co w dużej mierze zachęca do czytania. Sceny przepełnione brutalnością, goryczą i smutkiem ukazują okropieństwo i bezsens wojny, a także bezsilność biorących w niej udział prostych ludzi.

Krwawa góra to nie powieść służąca tylko i wyłącznie rozrywce. Sytuacje tu przedstawione i przemyślenia bohaterów skłaniają do głębszych refleksji nad zagadnieniami takimi jak sens wojny, czy egzystencji człowieka. Po lekturze warto jest poszukać odpowiedzi na pytania, czy nawet najbardziej niedorzeczny rozkaz dowódcy jest wart życia tylu istnień? Czy wojna, która zwykłych ludzi zamienia w bezduszne bestie jest jedynym sposobem na rozwiązanie sporów? I w końcu: czy człowiek jest w stanie wygrać z przerażającymi siłami natury?

W Krwawej górze rzeczywistość upiększona jest fikcją literacką, więc osoby, które pragną suchych faktów może spotkać rozczarowanie. Natomiast Czytelnicy, którym słowa misje specjalne SS kojarzą się wyłącznie z nudną teorią, będą mile zaskoczeni. Miłośnicy wartkiej akcji, pełnej nieoczekiwanych zwrotów z pewnością polubią twórczość Leo Kesslera.  Ja jestem nią oczarowana i na pewno sięgnę po więcej; zwłaszcza, że jedyną wadą, której się tu dopatrzyłam jest mała objętość książki. Tak więc, gorąco polecam jej lekturę, bo naprawdę warto.

***
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater i wydawnictwu Erica

środa, 7 września 2011

10. "Pies Baskerville'ów" Sir Arthur Conan Doyle


Autor: Sir Arthur Conan Doyle
Tytuł: Pies Baskerville'ów
Wydawnictwo: Rea
Liczba stron: 261
Ocena: 5/6


Pies Baskerville’ów Sir Arthur Conan Doyle’a to chyba najbardziej znana pozycja z cyklu o Sherlocku Holmesie. Była inspiracją dla wielu twórców, a na jej podstawie nakręcono kilkanaście filmów. I nie ma się czumu dziwić, bowiem klimat tej książki jest tak złowrogi i tajemniczy, że wciąga od samego początku i trzyma w napięciu już do końca. Jeśli dorzucimy do tego element paranormalny i dobrze znanego wszystkim bohatera mamy lekturę, której niewielu może się oprzeć.

Tym razem bohaterowie będą musieli odkryć prawdę kryjącą się za legendą, która od pokoleń towarzyszy rodzinie Baskerville’ów. Przeniesiemy się na ponure bagna Dartmoor, gdzie znajduje się posiadłość przeklętego przed laty rodu. Okrutna i tajemnicza śmierć spotyka każdego Baskerville’a, a towarzyszy jej wycie potwornego psa, którego od czasu do czasu widują okoliczni mieszkańcy. W niewyjaśnionych okolicznościach, na terenie posiadłości ginie sir Charles. Brak jakichkolwiek śladów, motywu i narzędzia zbrodni skłania nawet najbardziej sceptyczne osoby, by zacząć wierzyć w monstrum z legend. Tymczasem do Londynu przyjeżdża ostatni dziedzic rodu – sir Henry, który wbrew ostrzeżeniom i namowom postanawia zamieszkać w posiadłości. Wraz z nim do Dartmoor wyrusza doktor Watson, tym razem bez Sherlocka, by przyjrzeć się sytuacji i na odległość informować detektywa o wszelkich postępach w śledztwie, bądź wskazówkach, które mogłyby pomóc je rozwiązać.

Książka pisana jest zwyczajowo, jako wspomnienia doktora, tym razem jednak wzbogacone o wpisy z jego osobistych pamiętników i raporty wysyłane Holmesowi do Londynu. Narrator rzeczowo, dokładnie i szczegółowo opisuje przebieg zdarzeń uzupełniając go o opisy okolicznych mieszkańców i swoje własne przemyślenia dotyczące sprawy. Widać, że nie jest to ten sam cichy i stojący w cieniu Watson z pierwszej powieści. Tutaj wychodzi on na pierwszy plan, podejmując odważne kroki i na własną rękę rozwiązując zagadki. Mimo, iż daleko mu jeszcze do geniuszu Sherlocka, wiele go nauczyło przebywanie z detektywem i dzięki temu zrobił ogromne postępy. Taki stan rzeczy ucieszył mnie niezmiernie, ponieważ traktowany trochę po macoszemu doktor jest postacią pozytywną i bardzo przeze mnie lubianą.

Fabuła jest bardzo dobrze przemyślana, autor stopniowo buduje napięcie tak, że ani przez chwilę się nie nudzimy. Sporo tu zawiłości, tajemnic i niedomówień – sympatycy powieści detektywistycznej na pewno nie będą zawiedzeni. Mimo, iż większa część akcji rozgrywa się na ponurych bagnach hrabstwa Devon, opisy krajobrazu są tak plastyczne i rzeczywiste, że Czytelnik jest w stanie poczuć się jakby tam był. Dodatkowo potęguje to fakt, iż brak tu jest ozdobników i dłużyzn, które miast ułatwić wyobrażanie sobie opisywanych miejsc, często je utrudniają, bądź nawet uniemożliwiają. Jedyną wadą tej powieści jest moim zdaniem, jej objętość. Na niecałych trzystu stroniczkach wydania kieszonkowego akcja rozgrywa się bardzo szybko i zanim się obejrzymy nadchodzi finał. Z tego powodu, po jej przeczytaniu możemy poczuć lekki niedosyt.

Mimo niewielkich gabarytów, książka nadrabia bogatą treścią i z pewnością umili czas. Brak tutaj dłużyzn i męczących wywodów, jest za to dużo zagadek i zwrotów akcji. Polecam ją tradycyjnie miłośnikom cyklu o Sherlocku Holmesie i doktorze Watsonie, fanom powieści detektywistycznej i osobom lubiącym opowieści z dreszczykiem. Pies Baskerville’ów to lektura, którą można pochłonąć w kilka godzin, idealna na deszczowy wieczór, czy wolne popołudnie. 

wtorek, 6 września 2011

9. "Sen_numer_9" David Mitchell



Autor: David Mitchell
Tytuł: Sen_numer_9
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 535
Ocena: 6/6

David Mitchell to młody brytyjski pisarz, którego debiutancka powieść Widmopis odbiła się szerokim echem wśród odbiorców i zebrała niemało pochwał. Kolejna – sen_numer_9, znalazła się już w ścisłej czołówce nominowanych do prestiżowej nagrody Bookera. Nie ma się co dziwić, jest to bowiem lektura nietuzinkowa, zaskakująca Czytelnika nie tylko samą fabułą, lecz również swą strukturą. Składa się z dziewięciu rozdziałów – snów, z których ostatni jest… No cóż, nie lada niespodzianką.

Dziewiętnastoletni Eiji Miyake opuszcza prowincjonalną Yakushimę, by przybyć do Tokyo i odnaleźć swojego ojca. Tylko jak w tej wielomilionowej metropolii namierzyć osobę, której nie znamy nazwiska, wyglądu, ani adresu zamieszkania, a która najwyraźniej nie chce zostać odnaleziona? W dodatku na drodze stoi kancelaria adwokacka zawzięcie strzegąca danych swojego klienta. Żeby tego było mało, niepodejrzewający niczego bohater zostanie wplątany w porachunki yakuzy. A to jeszcze nie koniec jego kłopotów…

Pozwolę sobie zacząć od wad tej książki. Doliczyłam się jednej, ale tak rażącej, że miejscami dostawałam szewskiej pasji. Są to spolszczenia wszelkich japońskich słów i nazw własnych. Rozumiem, że żyjemy w Polsce i tłumaczowi mogło się wydawać, iż tak będzie przystępniej, jednak przeczytanie zromanizowanych wyrazów jest na tyle intuicyjne, że ta polonizacja w śnie… jest wręcz rażąca. Obawiam się, że zwłaszcza osobom zaznajomionym z językiem trudno będzie to zdzierżyć. Jednakże nie jest to wina autora i myślę, że ta czysto kosmetyczna wada nie przeszkodzi szerszemu gronu Czytelników cieszyć się z lektury.

Ogromną zaletą powieści jest jej wielopłaszczyznowa konstrukcja. W jednej chwili znajdujemy się w dalekiej przyszłości i walczymy z bioborgami, by za chwilę ocknąć się i dojść do wniosku, że to tylko bujna wyobraźnia głównego bohatera, a w rzeczywistości nadal siedzimy w najzwyklejszej kawiarni. Gry komputerowe, sny i marzenia Eijiego są przedstawione w taki sposób, jakby działy się na jawie i czasami trudno jest się połapać gdzie kończy się fantazja, a zaczyna rzeczywistość. Po jakimś czasie wpadamy w przebiegłą pułapkę autora i podczas nieprawdopodobnych przygód bohatera podejrzewamy, że nie dzieją się one naprawdę, mimo że są jak najbardziej realne.

Motywem przewodnim powieści nie są tylko poszukiwania ojca, to także poszukiwanie własnego ja. Podróż do Tokyo i życie w tym mieście będą dla Eijiego nie lada sprawdzianem. Będziemy mogli przyjrzeć się jak dorasta, jak zmieniają się jego poglądy, marzenia i jak radzi sobie z demonami przeszłości. Nie jest to typ bohatera, który z prowincjonalnego chłopca zmieni się w wielkomiejskiego pana, czy jakiegoś herosa. Przeżyje on jednak wewnętrzną przemianę, której finał będzie nader zaskakujący.

Kolejnym plusem jest wielowątkowość fabuły. Cofniemy się bowiem w przeszłość, by dowiedzieć się jak wyglądało dzieciństwo Eijiego, co sprawiło, że jest jaki jest, o co chodzi z mściwym bogiem piorunów i co się stało z jego siostrą. Przeniesiemy się jeszcze dalej i przeczytamy poruszający pamiętnik kamikaze. Ponadto znajdziemy opowieść w opowieści, której bohaterami będą Kozłopis, Pani Grzebyk i Pitekantropus, a to jeszcze nie wszystko.

Gorąco polecam tę nietuzinkową, przewrotną i pełną niesamowitych zwrotów akcji powieść, wszystkim tym, którzy dość mają szablonowych postaci i schematycznej fabuły. Miłośnikom Japonii z pewnością spodoba się trafny opis Tokyo – miasta potwora, a pozostali być może będą chcieli odkryć kilka jego tajemnic. Odradzam czytania jej szybko, pobieżnie, byle jak – jest tu zbyt wiele zawiłości i łatwo można się zgubić. Czym tak naprawdę jest sen_numer_9? Myślę, że dla każdego czymś innym, ale podoba mi się, co na ten temat sądzi sam John Lennon – Dziewiąty sen to to, co zaczyna się po każdym zakończeniu.