Autor: Henri Loevenbruck
Tytuł: Mojra. Noc wilczycy
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 327
Ocena: 2/6
Jedynym powodem sięgnięcia po trzeci ą część sagi Mojra - Noc wilczycy, była ciekawość, jak to wszystko się zakończy. Jako, że poprzednie tomy nie wywarły na mnie żadnego pozytywnego wrażenia, miałam nadzieję na rehabilitację autora w tym ostatnim. To właśnie tutaj kończy się podróż Alei i jej przyjaciół, ważą się losy całej Gaelii, dostajemy odpowiedzi na kluczowe pytania. Jednak, czy Henri Loevenbruck spisał się i sprawił, że jego powieść zostanie na długo zapamiętana?
Tym, co sprawiło, że udało mi się dobrnąć do końca książki był inny niż w poprzednich częściach, tłumacz. We wcześniejszych tomach, aż się roiło od literówek, powtórzeń, błędów stylistycznych i składniowych. Tutaj, na szczęście nie było tak źle, dzięki czemu czytało się całkiem znośnie, chociaż, gdyby się uprzeć, znalazłby się nie jeden. Jednakże, nie jest to winą autora, więc nie należy ujmować całości jedynie ze względu na, miejscami wołającą o pomstę do nieba, korektę.
W Nocy wilczycy dużo się dzieje. Jak można się było spodziewać, nadciągnęła wielka wojna – każdy walczy z każdym i żaden z władców nie stoi po stronie głównej bohaterki. Intrygi panujące w hrabstwach sięgają zenitu, są dramatyczne i zaskakujące. Chociaż, mimo że pojawiły się tu zwroty akcji, fabuła wciąż pozostała przewidywalną. Teraz można śmiało zrzucić to na karb skromnych umiejętności autora. W końcu, jeżeli przez trzy tomy nie potrafił naprawdę nas zaskoczyć świadczy to jedynie o tym, że musi jeszcze sporo popracować nad swym warsztatem pisarskim.
Alea pozostała bohaterką niezwykle irytującą i denerwującą. Przez wszystkie części powieści nie potrafiłam odnaleźć żadnej sytuacji, która by sprawiła, że zapałam do niej choć odrobiną sympatii, czy zrozumienia. Nazbyt pewna siebie, niekonsekwentna, a przy tym infantylna bardziej, niż niektóre dzieci w jej wieku. Autor z pewnością chciał ukazać coś wręcz odwrotnego. Ku memu ogromnemu zdziwieniu to trzynastoletnie dziecko oddało się czynnościom seksualnym ze swym ukochanym. Już samo to sprawiło, że przekreśliłam Loevenbrucka i zadecydowałam, że nigdy z własnej woli nie sięgnę po dzieła jego pióra. Natomiast skutki tego czynu i zakończenie przelały czarę. Rozumiem, że szybko się teraz dorasta, a Czytelnicy seksem i krwią nie pogardzą, lecz to przesada budząca niesmak, a nawet obrzydzenie. Czyżby autor promował niedozwolone treści?
Przykro jest mi pisać tak niepochlebną opinię o tej książce, zdaję sobie sprawę, że każdy ma inny gust i ta recenzja może odstraszyć potencjalnych Czytelników. Jednakże, trudno jest wypowiedzieć się pozytywnie o pozycji, która nie bawi, nie straszy i nawet nie intryguje. Tutaj śmierć głównych bohaterów nie sprawia, że jest nam smutno, zwycięstwa dobrej strony, nie cieszą, obok wszystkich tych zdarzeń przechodzimy obojętnie. Brak tu plastyki w opisach i emocji, za dużo natomiast udziwnień oraz zbędnych szczegółów. Loevenbruck bardzo rozlegle rozpisuje się o poczynaniach, znanej z poprzednich tomów białej wilczycy i jej nowej watahy. Gdybym chciała dowiedzieć się czegoś o życiu wilków, z pewnością sięgnęłabym po inną pozycję. A krasnolud, który boi się jaskiń i podziemi? Druidzi, którzy zamiast obcować z naturą i siedzieć w lasach, władają jakąś tajemniczą mocą i pchają się na tron? Za dużo tego wszystkiego.
Po przeczytaniu tej książki dochodzę do wniosku, że gdyby autor opowiedział tę historię komuś doświadczonemu, kto potrafi pisać, powstałaby naprawdę świetna, pasjonująca lektura. Historia Alei ma ogromny potencjał. Gdyby obrać ją z niepotrzebnych ozdobników i poprowadzić w ciekawszy sposób, ocena nie byłaby taka niska. Niestety zawiodłam się i wynudziłam. Teraz jestem pewna, że od Loevenbrucka będę trzymała się z daleka. Noc wilczycy i cały cykl Mojra mogę polecić jedynie osobom, które czytają niedbale, skupiając się na fabule i nie zwracając uwagi na inne elementy.
***