Autor: Jakub Ćwiek
Tytuł: Krzyż Południa. Rozdroża
Wydawnictwo: Runa
Liczba stron: 336
Ocena: 4/6
Twórczość Jakuba Ćwieka poznałam przy okazji jego sławnego Kłamcy i od razu przypadła mi do gustu. Z tego powodu, z radosnym oczekiwaniem, pełna napięcia sięgnęłam po Krzyż Południa. Rozdroża. Już sam główny bohater zapowiadał wciągającą i pełną zwrotów akcji powieść. Niestety, jak to często bywa w przypadku legendy – nijak się ona miała do rzeczywistości.
Cała rzecz dzieje się na terenach Ameryki, w okresie wojny secesyjnej. Jednakże, nie próbujmy czerpać stąd wiedzy potrzebnej na lekcję historii. Jak sam autor mówi, w jego książce elementy historyczne więcej mają wspólnego z fikcją niż z faktami. Jak to w przypadku konfliktu zbrojnego bywa, czeka na nas dużo strzelania, wybuchów, krwi i fruwających fragmentów ciał, a to wszystko opisane w sposób barwny i dynamiczny.
Najmocniejszym punktem pozycji jest główny bohater – Jeremiah Cross, konfederacki kapitan, legendarny Krzyż Południa. Poznajemy go z mocno ubarwionych żołnierskich historyjek, przekazywanych przy ognisku. Dla towarzyszy z południa jest on bohaterem i ostatnią deską ratunku, a niebieskie kurtki boją się go jak diabła. Z jednej strony Czytelnikowi jawi się on jako tajemniczy, niezwykle silny i prawdopodobnie obdarzony nadludzką mocą człowiek-widmo, jednak gdy poznajemy go bliżej… Jeremiah Cross jest mężczyzną z krwi i kości, diabelnie inteligentnym i przebiegłym, ale wciąż śmiertelnikiem. Zderzenie rzeczywistości z legendą zostało tutaj bardzo ciekawie i plastycznie ukazane, co jest ogromną zaletą książki.
Kolejnym bardzo istotnym i interesującym wątkiem, który został tu wpleciony jest pojawienie się Barona Samediego. W religii voodoo jest to przywódca wszystkich duchów, mistrz magii i pan podziemi. U Ćwieka przedstawia się jako bóg i obiecuje swym wyznawcom wolność i potęgę. Spodobało mi się, że autor nie skupił się tylko na wojnie Północy z Południem i zwrócił uwagę na jakże istotną kwestię murzyńską. Ciemnoskórzy są tu zniewolonymi ludźmi, którzy starają się kultywować swoje tradycje, choć widzimy, że powoli przestawiają się na modłę amerykańską. Samedi jest jakby głosem ich sumienia, nawołującym do walki o wolność i powrót do starej religii. Ta postać z pewnością wiele namiesza.
Tym, co najbardziej irytowało mnie podczas lektury był natłok nazwisk, postaci i miejsc. Ciężko było połapać się o kogo chodzi, kto walczy za Południem, a kto za Północą. Bohaterowie przychodzili i odchodzili, panował totalny chaos. Dla osób, które podobnie jak ja, niewiele wiedzą na temat wojny secesyjnej, może być trudno przez to przebrnąć. Często gubiłam się, nie wiedziałam już kto jest kim i dlaczego. To w znacznym stopniu utrudnia zrozumienie treści i czerpanie radości z czytania. Kolejna wada to brak zwrotów akcji i zaskakujących momentów. Opisy bitew są treściwe i dynamiczne, jednak podczas lektury nie czujemy żadnego dreszczyku emocji. Trudno jest sympatyzować z bohaterami, których ledwo znamy, a którzy pojawiają się na chwilę, by umrzeć lub zostać porzuconymi. Można to zrzucić na karb niechlujności autora, jednak znając jego twórczość skłaniałabym się raczej ku celowemu zabiegowi. Być może wygląda to w ten sposób, by zwrócić naszą uwagę, na coś lub kogoś innego?
Krzyż południa. Rozdroża jest pierwszą częścią większego cyklu. Mimo, że wzbudziła we mnie mieszane uczucia, nie mam zamiaru jej porzucić, wręcz przeciwnie, czekam z niecierpliwością na kolejny tom. Muszę dowiedzieć się, jak potoczą się losy Crossa, jaki jest prawdziwy powód wizyty Samediego i jak rozwinie się kwestia białych kapturów. Oczekuję trzymającej w napięciu akcji i czytania z zapartym tchem. Jeżeli takie wrażenie wywarła na mnie ta książka, to z czystym sumieniem polecam jej lekturę.
***
Heh, to niesamowite, że większość pisarzy decyduje się teraz na pisanie serii, no może nie większość, ale wielu... Brzmi ciekawie;))
OdpowiedzUsuń